Pionki powoli przestają być miejscem do życia. Stają się areną pogardy, insynuacji i zorganizowanej nienawiści. A wszystko to pod płaszczykiem „walki o dobro miasta”. Hejt – kiedyś marginalny, dziś obecny codziennie, systemowo, konsekwentnie. Nie przypadek. Strategia.
Zaczęło się przed wyborami samorządowymi w 2024 roku. Wtedy w lokalnych mediach społecznościowych pojawił się pierwszy zorganizowany atak na ludzi związanych z ówczesną władzą. Obraźliwe memy, anonimowe komentarze, konta zakładane tylko po to, by szczuć. Nie były to głosy mieszkańców. To była celowa kampania nienawiści.
Minął prawie rok. Władza się zmieniła. Ale hejt nie zniknął. Ba – rozkwitł w najlepsze, karmiony milczeniem lub wręcz aprobatą ze strony tych, którzy dziś piastują najważniejsze funkcje w mieście. Każdy, kto zada pytanie. Kto ma inne zdanie. Kto był kiedyś częścią poprzedniego układu samorządowego. Wszyscy są systematycznie niszczeni – publicznie i anonimowo.
Nie ma mowy o przypadkowych „emocjach internetu”. To metoda zastraszania i uciszania. To mechanizm, który ma jeden cel – zdyskredytować każdą osobę, która mogłaby zagrozić wizerunkowi obecnej władzy. Ludzi nazywa się „klikiem”, „układem”, „nierobami” albo „spadochroniarzami”. Wszystko po to, by społeczeństwo przestało ich słuchać. By zniszczyć reputację zanim jeszcze padnie pierwsze merytoryczne pytanie.
Mamy do czynienia z instytucjonalnym hejtem, który żeruje na braku reakcji. Burmistrz milczy. Jego zastępczyni – milczy. Ci, którzy jeszcze niedawno mówili o „kulturze dialogu” i współpracy z każdą osobą, dziś nie kiwają palcem, gdy w komentarzach lądują obelgi, pomówienia, obrzydliwe insynuacje. Pracownicy, którzy przez lata służyli temu miastu – dziś są publicznie szkalowani.
Nie mówimy tu o polityce. Mówimy o ludzkiej godności, o psychicznej przemocy, której dopuszczają się tchórze ukryci za profilami bez zdjęcia. Hejt nie jest „elementem demokracji”. Hejt to współczesna pałka – używana tam, gdzie nie starcza argumentów. A w Pionkach bije się nią codziennie.
W tym wszystkim najbardziej przerażająca jest bierność. Czy naprawdę zgodziliśmy się, że tak ma wyglądać życie publiczne w naszym mieście? Czy naprawdę jest nam wszystko jedno, że koleżanka z pracy płacze, bo znowu ktoś ją oczernił w sieci? Że radny boi się zabrać głos, bo wie, co go spotka w komentarzach? Że mieszkańcy milkną, bo nie chcą być następnym celem?
Miasto, które pozwala, by hejt rządził debatą, nie rozwija się. Ono gnije od środka. Można rzucać hasłami o inwestycjach, o „nowym otwarciu” i „rozwoju”, ale dopóki będziemy pozwalać na anonimowe niszczenie ludzi – nic się nie zmieni. Będzie tylko gorzej. Bo nienawiść nie zna granic. A dziś jesteś po stronie tych, którzy hejtują – jutro możesz być jego celem.
Powyższy tekst jest wyrazem naszej opinii, redakcyjnych obserwacji oraz blisko 20 lat obecności PIONKI24 na lokalnym rynku. Nie będziemy milczeć. Bo milczenie w obliczu hejtu to przyzwolenie. A my nigdy się na to nie zgodzimy.